Wszystko

Prosto z Przepompowni
18 listopad 2016

Sceniczna energia i hip-hopowa zajawka – wywiad z Grubsonem

Mówisz Grubson, a co myślisz? No właśnie! Ten nietuzinkowy artysta wpadł do Klubu Stara Przepompownia i zanim zrobił wraz ze swoją ekipą sceniczny Armagedon zgodził się na krótką rozmowę.

Może zacznijmy od pytań – dlaczego Grubson? Dlaczego hip-hop? I co chcesz ludziom przekazać? A tak na poważnie. Na ostatniej płycie w swoich kawałkach dość jasno mówisz co sądzisz o „dziennikarzach” i programach typu talent show. Nie czułeś w pewnym momencie, że  wraz ze wzrostem popularności trochę sam stajesz się częścią tego showbiznesu?

Nie. Zupełnie nie. Znam pewne historie jak to wszystko wygląda w show biznesie i u nas jest to całkiem inaczej. Mamy wolną rękę, robimy to co chcemy i bez naszej zgody nic nie może się wydarzyć. Działamy na zupełnie innych warunkach i to zupełnie inna bajka. W ogóle dla mnie show biznes taki typowy to są artyści popowi. Tacy którzy robią reklamy, mają ciśnienie, parcie i tak dalej. Ja nigdy tego nie miałem, robię wszystko w zgodzie ze sobą i to jest dla mnie najważniejsze.

Myślałem o tym też w kontekście Twoich fanów. Wiesz, nie każdy raper leciał w ogólnopolskich radiach, a choćby kawałek „Na szczycie” to był taki hit, który znali i słuchali nawet ludzie na co dzień nie będący fanami rapu. Zdarzyło się, że na koncerty przychodzili goście czekający typowo na ten jeden kawałek?

Oczywiście, że tak! Zdarza się, że są ludzie czekający tylko na jeden albo dwa numery. To jest naturalne jednak w większości przychodzą ludzie kumaci. Tacy, którzy znają twórczość albo tacy, którzy jej nie znają ale są ciekawi co zaprezentujemy. Z obserwacji po płycie „Holizm” widzimy, że na nasze koncerty trafiają osoby w przeróżnym wieku. Ostatnio po koncercie rozmawiałem z Panią, która miała 60 lat i przyszła sama z płytami bo jest fanką. Przychodzą rodzice z dziećmi i to wcale nie dlatego, że pilnują tych dzieci tylko sami chcą. Przychodzą ludzie młodzi, w średnim wieku, słuchający zupełnie innej muzyki i oni znają te numery nawet jeśli nie słuchają ich codziennie. Wolą być na koncercie bo to jest zupełnie inna moc. Przede wszystkim jak gramy z zespołem. Zamiast słuchać kawałków z pierwszej czy drugiej płyty ludzie wolą teraz usłyszeć je na koncercie. Jest różnorodność. My robimy różne numery i przyciąga to zróżnicowaną publiczność. I wszyscy są zadowoleni, a o to chodzi.

Nie bez powodu zapytam. Czujesz się hip-hopowcem?

Na pewno. W dużym stopniu tak. To wszystko co robię się wywodzi z hip-hopu. Na mojej nowej płycie większość numerów będzie hip-hopowa. Ja bym to sam nazwał alternatywny hip-hop. Na pewno do końca życia to gdzieś będzie i od tego się zaczęło. Próbowałem nawet robić coś innego ale to jest tak głęboko we mnie zakorzenione, że nie ma opcji by było inaczej.

Pamiętam Wasze stoisko na Hip-Hop Kempie. Chyba najlepsze imprezy na całym polu. Od jakiegoś czasu gracie jednak także w nieco innych klimatycznie miejscach. Był Woodstock, festiwale w Wodzisławiu czy Ostródzie z muzyką reggae. Pewnie spotykasz się tam z zupełnie inną publiką. Czy Ci ludzie potem zostają z Wami? Jesteś w stanie znaleźć wspólne punkty publiczności z Kempa i np. Woodstocku?

Punkty wspólne to przede wszystkim szukanie fajnej muzyki i to, że Ci ludzie chcą się dobrze bawić. We wszystkich tych miejscach ludzie mają otwarte głowy – to ich łączy. I moim zdaniem najbardziej łączy ich pewien pozytywny przekaz. My też jesteśmy normalnymi osobami, nie udajemy na scenie. To wszystko jest szczere i inne być nie może. Wiesz, kochamy hip-hop ale my ogólnie kochamy muzykę jaka by nie była pod względem gatunku muzycznego. Czy to na Woodstocku, Hip-Hop Kempie czy innej imprezie ludzie przychodzą się bawić, poczuć to. Jak słuchasz dobrej muzyki to wystarczy zamknąć oczy i nie ważne czy to hip-hop, rock czy reggae. Trzeba to czuć, a nie tylko słuchać.

Masz swój pomysł na muzykę. Co sądzisz o nowej fali w polskim rapie?

Ja zawsze łączyłem różne rzeczy. Można powiedzieć, że te „modne”. Od zawsze płynę gdzieś tą łódką czy statkiem z „modą” ale nie chodzi tu o robieniu tego stricte. Po prostu staram się łączyć te rzeczy, które mi się podobają. Co do nowej fali często brakuje mi w niej zwyczajnie muzyki. To raz, a dwa za dużo w tym ameryki. Ja też czasem czerpię stamtąd, mam jakieś inspiracje ale chodzi o to, że ludzie się skupiają na tym co tam jest popularne zamiast zrobić z tego coś oryginalnego, własnego. Niektóre ekipy nowe są zajebiste. Jaram się. Mówię tu o płytach. Z tym, że dla mnie niezwykle ważny jest też koncert. To jak to przekażesz na żywo i tu niestety jest już kiepsko. Choć oczywiście są tacy, którzy się rozwijają. Tu teraz nie chodzi o wymienianie artystów tylko o to by ludzie skumali, że w domu możesz zrobić wszystko bo takie mamy czasy. Mamy łatwiejszy dostęp do sprzętu, są możliwości. Mam nawet nowy numer o tej tematyce i tam mówię między innymi, że /słucham nowości, są zajebiste #szatan/ a jak przychodzę na koncert zostaje tylko jego zapach/. Wiesz o co chodzi? W domu możesz zrobić wszystko i brzmi to świetnie. Potem przychodzisz na koncert i jest półplayback albo ktoś fałszuje tak, że nie można go słuchać. No spoko. Tylko wtedy wolisz już jedynie posłuchać jego płyty, a nie przyjść na koncert. Ja się nauczyłem, że w drugą stronę trzeba działać. Płyta ma być dobra – ale dopiero na koncercie ma być to coś! Jest kilka ciekawych nowych ekip, cały czas sprawdzam i niestety wiele też zlewa mi się w papkę. Troszkę ludzie zaniedbali oryginalność przede wszystkim jeśli idzie o flow. Tu nawet nie teksty są problemem, tylko słyszę jak ktoś mówi, że ma swoje flow i okazuje się, że w sumie większość z nich brzmi tak samo.

Chyba nie odkryję ameryki mówiąc, że widać jak ważne jest dla Was granie koncertów. Widać to było już z czasów soundsystemowych ale nie raz podkreślałeś, że granie z żywym bandem to jest prawdziwa bomba.

Bo masz więcej możliwości, więcej możesz zrobić. Możesz czymś zaskoczyć. Granie soundsystemem też jest spoko i można zrobić fajne rzeczy ale jednak leci to z serato, masz gramofony itd. Możesz przygotować wszystko w domu. Więcej spontanu i więcej energii daje granie z zespołem. Dlaczego? Dlatego, że grają to ludzie. To oni łapią instrumenty. Nawet jak ktoś się pomyli to też jest to zajebiste bo dzieje się na żywo. Nie jest to robot czy inna maszyna. Można robić najróżniejsze aranżacje, przejścia, można improwizować. Nie wszystko zawsze wyjdzie i każdemu się spodoba – ale jest element zaskoczenia. Jest wolność i można sobie pozwolić na więcej niż w soundsystemie.

Często zdarza Wam się improwizować na scenie czy na próbach?

Oczywiście. Wiele świetnych rzeczy powstaje spontanicznie przede wszystkim na próbach.

Tak nawiązując do spontanów – pamiętam nagranie ze Studia Kurnik z 2013 roku, gdzie zagraliście utwór, który teraz można znaleźć na albumie „Holizm”. Mam tu na myśli „Obrazy”. Już wtedy pracowałeś pod kątem „Holizmu” czy jest to właśnie taka spontaniczna nagrywka?

To była sesja Definicja TV. Zawsze chcieliśmy robić takie akcje i wyszło to spoko. No i rzeczywiście wyglądało to tak, że przyjechaliśmy i wymyśliliśmy to w jakieś dwie godziny spontanicznie. Ja miałem fragment jakiegoś tekstu, który najpierw dopasowałem, następnie go jeszcze zmieniłem – i poszło.

Takie zabawy muzyką to naprawdę świetna sprawa. Pewnie kojarzysz projekt „Albo inaczej”?

Jasne! To jest dla mnie coś takiego, że wow!

Co byś zrobiłby gdyby padła propozycja by na drugiej części takiego projektu był Twój numer? Masz jakiś, który byś tam widział i wiesz kto mógłby go wykonać?

No przede wszystkim bym się mega zajarał… Jednak rozumiem też o co chodziło w tym projekcie. To przede wszystkim numery bardzo oldschoolowe. I w tym jest siła… To jest w sumie piękne, że jest hip-hop i są ludzie, którzy napisali te teksty. Powiedzmy „uliczni poeci”. Teraz mamy te utwory w aranżacjach niekojarzonych z tym hip-hopem. Szacunek za ten projekt.

Na ostatniej płycie miałeś gości, których też nie do końca kojarzy się z hip-hopem. Mam tu na myśli takie postaci jak Zalef czy Marcelina. To wzięło się z takiej potrzeby zrobienia czegoś innego, z wokalistami na co dzień działającymi w takim akurat klimacie?

To wychodziło na bieżąco i zupełnie naturalnie. Była taka sytuacja, że nasz człowiek z zespołu Jamal współpracował z Zalefem, ja go wtedy do końca nie kojarzyłem, ale usłyszałem ich numer. I stwierdziłem – zajebiście, kto to jest? Minął jakiś czas i graliśmy wspólnie trasę RudeBoyTour z Jamalem. Dostaliśmy wtedy płytę Zalefa i w busie całą przesłuchaliśmy chyba cztery razy! Cały zespół był rozwalony, ja nie wiedziałem co powiedzieć. Jarałem się tekstami, wokalem i w ogóle. Potem zaczęła powstawać płyta i było dla mnie oczywiste, że chcę z nim coś zrobić. Okazało się, że ma podobne zdanie. Więc czemu byśmy mieli tego nie zrobić? Podobna sytuacja była z Marceliną. Widzieliśmy jej koncert, też się zajarałem tym co robi. I tak to powstało. To nie było tak, że szukałem „z kim bym mógł dziś nagrać”. Nigdy nie działałem tak, że szukam – muszę to poczuć, zobaczyć koncert. Lubię jak wszystko ze sobą współgra, jak jest Yin i Yang.

Czy np. teraz masz w głowie jakiś pomysł, kolejne połączenie styli jakie chciałbyś zrealizować w najbliższym czasie?

Jest mnóstwo takich akcji. Następna płyta jednak na pewno będzie bardzo hip-hopowa. Zawsze chciałem zrobić coś z Łoną i nawet parę razy się prawie udało. Tylko zawsze czas komplikował plany.  Był deadline, Łona nie miał czasu, ja nie miałem czasu i to gdzieś znikało. Mam nadzieję, że teraz się w końcu uda. Zabraliśmy się za to nieco wcześniej. Co to mieszania styli – może coś się uda zrobić ale płyta na pewno będzie bardzo hip-hopowa. I na tym chcę się skupić. Jest kilku artystów, którzy pewnie się tam znajdą ale zobaczymy czy się uda. Mamy pomysł, mamy mnóstwo tekstów. Będzie dobrze.

Skoro już jesteśmy przy nowym projekcie – premiera w 2017 roku?

Tak. Na pewno. Myślałem, że może uda się nawet w 2016 ale jest zbyt dużo innych spraw. Mam nadzieję, że wydamy to w marcu najpóźniej! Połowa płyty jest już zrobiona. Napisana jest praktycznie w całości. O wszystkim na pewno będziemy informować bo jest jeszcze kilka spraw do dogrania.